poniedziałek, 15 sierpnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział VII: "Luca Glanzman", część 1

Przed nami spotkanie ze szwajcarskim bankierem. Poznajcie Lucę Glanzmana - nieco przykurzonego, niewielkiego człowieka za ogromnym biurkiem... Wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 7, część 1
Luca Glanzman

*

Qwerty Seymore wylądował w toalecie, z jedną nogą w sedesie, a drugą na podłodze. Klnąc cicho pod nosem, wyjął mokrą teraz stopę z wody. Z ulgą zobaczył, że toalety właśnie zostały wyczyszczone; z drugiej strony i tak nie było to nic przyjemnego. Niestety, nie znał tego miejsca i teleportacja w nieznane zawsze łączyła się z pewnym ryzykiem…

Krzywiąc się, zamknął drzwi od toalety od środka i zamknął muszlę klozetową, otrząsając nogę. Spodnie miał suche, ale jego but nie prezentował się najlepiej…

Spojrzał na zegarek; miał jeszcze pół godziny do otwarcia banku; nie mógł stąd wyjść dopóki drzwi nie otworzyły się dla klientów. Z rezygnacją usiadł na zamkniętej muszli i spróbował wytrzeć buta papierem toaletowym. Wszystkim, co osiągnął, było pozostawienie białych paprochów na jego powierzchni. Zirytowany, zrezygnował i czekał, upewniając się, że ma przy sobie paszport. W myślach powtarzał słowa listu wuja Matta. Czuł, jak pocą mu się ręce. Czy na pewno dobrze robił?

Usłyszał, jak ktoś wchodzi do toalety; odruchowo podwinął nogi pod siebie i miał nadzieję, że nikt nie będzie próbował wejść do kabiny, w której siedział. Na szczęście to się nie stało i Qwerty cierpliwie czekał, aż będzie mógł pojawić się w recepcji. Nie mógł być pierwszym, który wychodzi do lobby; od razu zorientowaliby się, że nie przeszedł przez drzwi…

Dwadzieścia po dziewiątej Qwerty miał już jednak dość i w końcu wychylił się z kabiny. W łazience nie było nikogo. Chciał wysuszyć nogę pod suszarką do rąk, ale wszystkie były z tych, do których trzeba było włożyć ręce do środka, aby je uruchomić. Nie uśmiechało mu się, aby ktoś przyłapał z bosą stopą, suszącego skarpetki w jednym z wiodących banków szwajcarskich. Nie przy pierwszej wizycie…

W końcu szarpnął drzwi i wyszedł na zewnątrz. Bogate wnętrze, złożone z marmurowych kolumn i łuków, przykryte szklanym, ozdobnym sufitem, było wciąż puste. Qwerty przeszedł przez nie niepewnym krokiem, jedną stopą zostawiając mokry ślad na powierzchni podłogi. Z wahaniem podszedł do szklanych drzwi, gdy ktoś za nim powiedział coś, najwyraźniej zwracając się do niego.
On odwrócił się, nie rozumiejąc ani słowa. Próbował przypomnieć sobie, po jakiemu mówiło się w Szwajcarii. Po szwajcarsku? Francusku? Niemiecku? I tak nie znał żadnego języka obcego, co – jak właśnie zrozumiał – mogło okazać się problemem… Wzruszył bezradnie ramionami w stronę ubranego w garnitur pracownika ze złotą plakietką. Ten pokiwał tylko głową z politowaniem i odchrząknął.

-Witam – powiedział, przechodząc na angielski. – Mogę w czymś pomóc?

Qwerty spojrzał na tamtego i miał wrażenie, że mężczyzna ma ochotę go wyrzucić. Wzrok tamtego powędrował w kierunku stopy chłopca; jego mokry but piszczał trochę w starciu z gładką posadzką. Chłopiec natychmiast schował stopę za drugą nogę, chwiejąc się lekko.

-Tak – powiedział natychmiast. – Szukam Luci Glanzmana. Mam na imię Qwerty Seymore.

Tamten podniósł brwi z powątpiewaniem, ale zaprowadził Qwerty’ego do niewielkiego pomieszczenia; Qwerty utykał trochę, żeby zminimalizować piszczenie dochodzące spod podeszwy. Mężczyzna kazał mu usiąść w fotelu. Sam zniknął na chwilę, ale po pięciu minutach wrócił. Jego ton zmienił się znacznie.

-Czy mogę prosić o pana paszport? – zapytał z grzecznym uśmiechem.

Qwerty wyjął dokument i podał tamtemu; on porównał twarz chłopca ze zdjęciem.

-Dziękuję – powiedział. – Luca Glanzman czeka już w pokoju numer 16. Proszę za mną.

Qwerty podążył za mężczyzną, mijając kasy i kolejne pomieszczenia. W końcu przeszli przez następne drzwi; tu podłoga pokryta była już grubym dywanem i Qwerty mógł iść normalnie.

W końcu zatrzymali się przed ciężkimi, drewnianymi drzwiami ze złotym numerem szesnaście. Mężczyzna otworzył Qwerty’emu drzwi i gestem zaprosił go do środka.

Chłopiec podziękował mu skinieniem i drzwi zamknęły się za nim. Znalazł się w pokoju, który okazał się obszernym gabinetem. Stała w nim wysoka do sufitu biblioteka zapełniona aktami, książkami, teczkami i tysiącami papierów. Były ogromne, wygodne fotele, obite zielonym pluszem, masywne zasłony i duże, solidne biurko. Człowiek, który siedział za nim był za to tak mały, że wydawał się ginąć we własnym biurze.

Teraz jednak wstał i podszedł w stronę Qwerty’ego. Miał na nosie grube okulary, cienkie, siwiejące blond włosy i ubrany był w szarą marynarkę. Wyglądał, jakby był trochę przykurzony.

-Luca Glanzman – powiedział z obcym akcentem, podając Qwerty’emu małą dłoń z chudymi palcami. Qwerty uścisnął ją.

-Qwerty Seymore – przedstawił się.

-Zobaczymy – odparł Luca siadając z powrotem za biurkiem.

Kolejną część powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij na link). 

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

części książek zaś można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

2 komentarze:

  1. Z opisów i fragmentów seria wydaje się niezwykle ciekawa. Osobiście wolę czytać książki w formie papierowej i może kiedyś się skuszę, ale najpierw polecę te pozycje mojej córce i jej koleżankom bo dosłownie pochłaniają książki. Myślę, że się im spodobają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Oczywiście, mam nadzieję, że się skuszą i będą się dobrze bawić przy czytaniu (o to przecież chodzi). Nawiasem mówiąc, ja też lubię wersje papierowe i do ebooków ciężko mi się przekonać, ale istnieje pewna trudność w rozdawaniu drukowanych książek - pliki za to nie znają granic... :) Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń