piątek, 5 sierpnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział IV: "Białe płatki", część 1

Pod spodem - pierwsza część rozdziału czwartego piątego tomu przygód Qwerty'ego Seymore'a, zatytułowanego "Qwerty: W Stronę Słońca". Wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ. Zapraszam do lektury, tym bardziej, że Troy Ragliani - mój ulubiony po Qwertym bohater książek - znów pojawia się na horyzoncie... 


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ.

Rozdział 4, część 1
Białe płatki

*

-Pamiętam! – krzyknęła Lisa wesoło i szturchnęła Gemmę, która siedziała obok. – A potem przyszła Lesley i zabrała nam nasz dziennik… Co u niej, Lilly?

Członkowie dawnego Bractwa Światła siedzieli przy restauracyjnym stole, teraz przystrojonym balonami i wstążkami z kolorowymi 17-tkami nadrukowanymi na nich. Była też Becky, Jack i Bella. Czekali jeszcze na Jerry’ego i Isaaca. Rodzice Ange i John zajęli osobny stolik w dalszej części lokalu, dyskutując o czymś w swoim gronie i z pozoru nie zwracając uwagi na resztę.

-Dobrze. Wychodzi za mąż za cztery miesiące – odparła Lilly, śmiejąc się.

-Naprawdę? – Gemma popatrzyła na nią z niedowierzaniem. – Lesley Bliss? Twoja siostra?

-Znalazł się ktoś, kto ją chciał? – wtrąciła Lisa.

Lilly zaśmiała się znowu.

-Lesley nie jest taka zła. Ostatnio trochę się zmieniła…

Lisa pokiwała głową.

-Oczywiście… - powiedziała z kpiną.

-Nie, naprawdę – powiedziała Lilly. – Odkąd spotkała Andy’ego… Moja mama go oczywiście nienawidzi – dodała, przewracając oczami.

-Ach, miłość. Zmienia wszystko – westchnęła Lisa, patrząc na Qwerty’ego i Angelinę znacząco. Lilly zarumieniła się lekko, ale nikt za wyjątkiem Ange i Qwerty’ego tego nie zauważył.

-Jak twoje wakacje, Amy? – zapytała Ange, zmieniając temat.

-Och, świetnie – Amy zawołała z entuzjazmem. – Meksyk jest piękny, musicie tam pojechać…

Qwerty ścisnął pod stołem dłoń Angeliny.

-Chcesz? – powiedział do niej cicho, a ona uśmiechnęła się lekko.

-Dlaczego nie? – odparła.

Nagle zadzwonił telefon Ange. Ona sięgnęła po niego, wciąż się śmiejąc.

-Kto to? – zapytała Lisa, zaglądając jej przez ramię.

-Nie wiem… Nie znam numeru – odparła Ange. – Przepraszam na chwilę… - powiedziała i, skinąwszy im, odeszła, żeby odebrać.

-Więc, Qwerty – zaczęła Lisa, odwracając się do niego. – Spotkałam ostatnio Sandrę Meadow.

-Tak? – zapytał Qwerty. Pani Meadow prowadziła z nimi kółko historyczne, które w ciągu ostatnio paru lat stało się już tradycją i sztandarowym stowarzyszeniem Corfe Hills. – Co u niej?

-Dobrze, też wróciła niedawno z wakacji. Ale słuchajcie – Lisa zwróciła się do reszty. – Sandra ma już plany na przyszły rok… Chce… - Lisa urwała, bo do stołu wróciła Ange.

Qwerty natychmiast poderwał głowę do góry; Jack i Bella także wyglądali na zaalarmowanych.

Ange odłożyła telefon na stół; ręka drżała jej lekko.

-Ange, co się stało? – zapytał Qwerty, zrywając się z miejsca. Państwo Sandbanks i John spoglądali teraz na nich przez salę.

-To był tata Jerry’ego – zaczęła powoli Ange, wciąż patrząc na aparat, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. – Jerry i Isaac mieli wypadek po drodze tutaj… Obaj są w szpitalu – dodała i zerknęła na Qwerty’ego, który poczuł, jak robi mu się gorąco.

Lisa zakryła ręką usta, a reszta wyglądała, jakby byli w szoku.

John podszedł do stolika.

-Co się stało? – zapytał.

-Jerry i Isaac mieli wypadek. Są w szpitalu – odparł Qwerty zmienionym głosem.

John sięgnął do kieszeni i rzucił Qwerty’emy kluczyki do swojego Jeepa.

-Weź mój samochód. Ja pojadę z Rogerem i Terry, ok? – spojrzał na Qwerty’ego znacząco, a ten skinął głową.

-Jedziemy z wami – powiedziała od razu Lisa i zerwała się od stołu.

-Zaraz, nie zabiorę wszystkich – powiedział Qwerty, zbierając się do wyjścia.

-Ja i Gemma jedziemy z wami – zarządziła Lisa.

-Ja mogę zabrać resztę – powiedział Jack, wstając razem z Bellą.

Qwerty skinął głową i razem z Ange wyszli na zewnątrz. Kątem oka zauważył, że Terry rozmawiała właśnie z kelnerem.

Ruszył przed siebie i jako pierwszy dotarł do szpitala; światła uliczne złapały Jacka.

W czwórkę popędzili we wskazanym przez pielęgniarkę kierunku i w końcu dostali się na izbę przyjęć. Jerry i Isaac siedzieli na szpitalnych łózkach. Obaj byli trochę pokiereszowani i wyglądali, jakby byli w szoku, ale poza tym nie wydawało się, by stało im się coś poważnego. Qwerty poczuł, jak z ulgi zakręciło mu się lekko w głowie.

Tata Jerry’ego i kobieta, która mogła być tylko matką Isaaca siedzieli obok nich, ze zmartwionymi minami.

-Nie wiem, co się stało, tato – mówił właśnie Jerry. – Słyszałeś, jak mówił, że stracił panowanie nad kierownicą…

-Jerry, Isaac – zawołała Ange, podbiegając bliżej i witając się z chłopcami. – Wszystko ok? Nic wam nie jest?

Gemma pospieszyła za nią, razem z Lisą.

-Nie, nie, wszystko w porządku – zapewnił ich Jerry, uśmiechając się dzielnie. – Zwichnięta ręka, to wszystko. Przepraszam, że zrujnowaliśmy ci przyjęcie, Ange…

Ange spojrzała na niego, jakby miała ochotę popukać się w czoło.

-Przestać gadać głupoty – powiedziała do Jerry’ego łagodnym tonem. – Najważniejsze, że nic wam nie jest.

Qwerty podszedł bliżej i przywitał się z Jerrym po przyjacielsku, podając rękę panu Bakerowi.

-Wszystko w porządku, Jerry? Co się stało?

-Jechaliśmy przez skrzyżowanie i ten chłopak w nas wjechał – zaczął Jerry, mrugając, jakby nie bardzo mógł przypomnieć sobie szczegóły. – To była jego wina, sam to powiedział. Był całkiem miły, po prostu coś się zepsuło w jego aucie. Powiedział, że zajmie się ubezpieczeniem – Jerry zwrócił się do ojca. – Jest po przeciwnej stronie – dodał i wskazał zasłonięte teraz łóżko po drugiej stronie sali.

Qwerty spojrzał w tamtą stronę i nagle jakieś dziwne, niespodziewane ukłucie pojawiło się znikąd. Wiedział, że nie oznacza to nic dobrego. Nie miał jednak czasu zapytać o nic więcej, bo do sali wpadł Jack, prowadząc za sobą resztę grupy. Zaczęły się nowe powitania i Qwerty odstąpił krok do tyłu. Podążając za swoim instynktem, podszedł do wskazanego przez Jerry’ego miejsca i bardzo ostrożnie zajrzał do środka. Łóżko było puste. Qwerty odsłonił zasłonę…

-Zabawne, jeszcze przed chwilą tam był – doleciało go ze strony Isaaca i Qwerty zmarszczył brwi. Już miał odejść, gdy na białej pościeli zobaczył coś, co przykuło jego wzrok. Odwracając się do reszty plecami, wyciągnął rękę i złapał w palce kilka białych płatków, rozrzuconych na prześcieradle. Były prawdziwe i świeże, jakby ktoś dopiero je zerwał.

Qwerty od razu przypomniał sobie, jak na pogrzebie Sylvii zrzucił z kwitnącego wtedy drzewa wszystkie płatki, które wylądowały na jej płycie nagrobnej.

-Troy – wyszeptał, gniotąc płatki w palcach. – Troy Ragliani – dodał i rozejrzał się wokół szybko. Ange wyglądała na zaalarmowaną. Qwerty natychmiast załamał czas, przenosząc się prosto do załomu, w którym był sam, sprawiając, że wszystko znieruchomiało: pielęgniarka, która miała właśnie pobrać krew pacjentowi, zatrzymała się z igłą wycelowaną w jego ramię; Lisa zastygła z ręką na ramieniu Jerry’ego, a Isaac przerwał w pół słowa, mówiąc coś do Jacka.

Kolejną część powieści znaleźć można TUTAJ.

Wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


Poprzednie części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz