poniedziałek, 8 sierpnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział V: "Atak w kinie", część 1

Dotarliśmy do piątego rozdziału książki "Qwerty: W Stronę Słońca" - pod spodem zamieszczam jego pierwszą część. Co stanie się tym razem? I dlaczego na scenę po raz kolejny wkracza Lesley Bliss, siostra Lilly? Przeczytajcie sami. :) Wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ.

Rozdział 5, część 1
Atak w kinie

*
Nadszedł wrzesień. Qwerty spędził dziesięć dni u państwa Sandbanks, nie dbając o to, co powie ciotka. Codziennie jednak pojawiał się u Gibble’ów, ze swojego pokoju słuchając odgłosów domu i skradając się wokół tak, aby go nie zauważyli. Musiał, po prostu musiał upewnić się, że są bezpieczni. 

Mimo zapewnień Johna, że wszyscy jego przyjaciele są teraz chronieni, Qwerty nalegał, by spędzać jak najwięcej czasu w ich towarzystwie; gdy nie był z nimi, kazał Ange dzwonić do nich, aby dowiedzieć się, czy mają się dobrze. Ona z westchnieniem wymyślała coraz to nowe wymówki, by kontaktować się z nimi o każdej porze dnia i nocy, aż Lisa zaczęła komentować to nieco złośliwie. Qwerty jednak nie przejmował się tym ani trochę.  

Tylko Lilly zdawała się rozumieć więcej niż inni i z niepokojem patrzyła to na Ange, to na Qwerty’ego. Ku ich uldze, nie pytała jednak o nic. Najwyraźniej uznała, że lepiej nie zaspokajać swojej ciekawości, mimo wszystko. 

Qwerty jednocześnie bał się początku szkoły i cieszył na myśl, że przynajmniej przez większość czasu będą pod jednym dachem. Był to ich ostatni rok w collegu Corfe Hills i na końcu czekały ich egzaminy. Jerry, który od zeszłego roku przeglądał oferty kursów różnych uniwersytetów, wciąż powtarzał, że musi się w tym roku przyłożyć do nauki i zdawał się nie myśleć o niczym innym. Czasem tylko żalił się, że jego babcia, która miała wyłożyć fundusze na jego czesne, chciała, żeby studiował prawo albo finanse. On tymczasem nie był zainteresowany ani jednym, ani drugim, ale nie miał pomysłu na nic innego. 

-Chciałbym mieć jakąś pasję – mówił. – Albo jakiś specjalny talent. Żebym mógł wiedzieć, co mam robić po szkole. 

Qwerty krzywił się tylko i zmieniał temat. Sam dałby wszystko, żeby nie posiadać żadnych specjalnych talentów. Z chęcią poszedłby studiować finanse. Długie, nudne rzędy cyfr i klikanie w klawiaturę komputera oferowały długie, nudne godziny wolne od Asqualora. Mógłby wrócić do domu, nakarmić kota i nie myśleć o tym, że ktoś chce go zabić… Taka wizja, z Ange dopełniającą obrazu, była teraz dla niego nad wyraz atrakcyjna. 

Pytany o to, co chce robić po szkole, Qwerty odpowiadał, że nie wie i zaczynał mówić o czymś innym. Przypomniał sobie, jak rozważał karierę architekta… Teraz to nie miało znaczenia. Zastanawiał się, czy zostanie siłą zaciągnięty do Brentwood przez Collarda, czy będzie musiał zaangażować się w długą batalię prawną o swoją wolność, marnotrawiąc całą rodzinną fortunę, na końcu ginąc z rąk Asqualora. Wyobrażał sobie, jak wychodzi triumfalnie z sali rozpraw, bez grosza przy duszy, ale wolny, a jego wróg wysyła w jego stronę ostateczny cios… 

Martwił się też o to, co stanie się w przyszłym roku. Jego przyjaciele rozjadą się po świecie… Qwerty nie łudził się w najmniejszym stopniu, że Asqualor i Troy zostawią ich w spokoju. 

Rok szkolny zaczął się, a wraz z nim zaczęło padać nieustannie. Każdego ranka nieprzyjemna mżawka spadała na nich, jakby ktoś pryskał ich sprayem. Qwerty szedł z Ange do szkoły, nie uważał na zajęciach zupełnie i wracał do Gibble’ów lub do Sandbanksów. Edna Valentine i Josh Ferguson, którzy najwidoczniej zaczęli spotykać się podczas wakacji, uśmiechali się tylko z satysfakcją, gdy nie potrafił odpowiedzieć na pytania nauczycieli. Qwerty wzdychał z niesmakiem:

-Idealnie się dobrali – mamrotał pod nosem. 

Na szczęście był na tyle inteligentny, że czasami udawało mu się wyjść z opresji i wtedy siadał, oddychając z ulgą, w myślach analizując, gdzie teraz znajdują się jego przyjaciele. Na przerwach biegał po korytarzach, ciągnąc za sobą Ange i sprawdzając, czy nic się nikomu nie stało. Zrezygnował także z gry w rugby – po dwóch latach nieustannych treningów. Dan skończył już college i Qwerty’emu zaoferowano, by został kapitanem drużyny. On jednak nie przyjął tej oferty, ku zdumieniu swojego trenera. Gdy zaczął się październik, był kłębkiem nerwów.

-Qwerty, tak nie może być – mówiła mu Ange. – Wyluzuj trochę… Wszystko jest dobrze. John trzyma rękę na pulsie… 

Ale Qwerty nie mógł się uspokoić. Troy Ragliani mógł być w pobliżu, niewidziany przez nikogo i tylko on sam mógł się mierzyć z nim w załomie czasowym. Żałował, że pozwolił mu odejść. Mike i John mieli rację ostrzegając go przed Raglianim i on sam też powinien był wiedzieć, że Troy nie odpuści… Wyrzucał to sobie; to, co stało się Johnowi było jego winą, podobnie jak wypadek Jerry’ego i Isaaca. Gdyby wtedy posłuchał Johna… 

W wolnych chwilach, które teraz miewał bardzo rzadko, Qwerty ćwiczył swoje zdolności. Naginanie czasu na wszystkie możliwe sposoby nie sprawiało mu trudności. Wyobraził sobie, co potrafiła Sylvia Ragliani. Czy mogła wpływać na przeszłość? Czy mogła zmieniać rzeczy, które już się wydarzyły? Jak to się stało, że straciła swoje uzdolnienia, że nie pamiętała nic o sobie? Jak mogli jej to wyperswadować? Asqualor był zdolny do tego, aby wymazać ludziom pamięć, ale Qwerty nie wyobrażał sobie, aby on sam mógł przestać używać swoich zdolności, nawet mając całkowitą amnezję. Prędzej czy później, zorientowałby się chyba…?

Teleportacja poza czasem była dla niego fraszką. Bał się praktykować na ludziach, ale był pewien, że mógłby sobie poradzić. Gdyby przyszło co do czego… Gdyby Troy złapał kogoś w pułapkę, on miał nadzieję zaradzić i temu. Była to ostateczność, ale wolał być przygotowany na najgorsze. 

Czuł, że pod wpływem stresu, w którym był, jego zdolności rosną. Im więcej się martwił, tym silniejszy się czuł, ćwicząc umysł i koncentrując się jak nigdy wcześniej. Jednocześnie mało sypiał i był zmęczony fizycznie. Wszystko to zaczęło się odbijać na jego wyglądzie i w końcu państwo Sandbanks posadzili go na kanapie w salonie, pod jesiennym obrazem, który Terry zawiesiła już jakiś czas temu.

-Qwerty, uspokój się – mówił Roger. – Tak dalej nie może być. Widzisz, że nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. Skoncentruj się na nauce… 

W tym momencie zadzwonił telefon. Qwerty znieruchomiał jak surykatka, wyglądając niebezpieczeństwa. Nastrój udzielił się wszystkim i dzwonek zadzwonił trzy razy, zanim Roger odebrał. 

Powiedział do telefonu kilka słów i rozłączył się. 

-To tylko John – rzekł do nich, niezbyt dobrze maskując uczucie ulgi. – Zaraz tu będzie. 

Qwerty opadł na kanapę.

-Jak już mówiłem, Qwerty… - zaczął Roger, ale przerwało mu pojawienie się Johna. Qwerty od razu zauważył, że coś jest nie tak. 

-Co się stało, John? – zapytał; znów miał wrażenie, jakby ktoś nadepnął mu na żołądek. 

John popatrzył na nich niepewnie.

-Roger… - powiedział, dając znaki panu Sandbanksowi, żeby ten poszedł za nim, ale Qwerty pokręcił głową. 

-Nie, John, powiedz nam wszystkim. Wiem, że coś się stało. Co tym razem?

Wszyscy wpatrywali się w Johna; Qwerty siedział koło Ange, trzymając ją za rękę. Ona ścisnęła teraz jego dłoń uspokajająco. John wyglądał, jakby bił się z myślami. W końcu westchnął.

-Lesley Bliss jest w szpitalu.

Kolejny fragment powieści można przeczytać TUTAJ (kliknij).

Wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

Poprzednie części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz