środa, 10 sierpnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział VI: "Drugi list", część 1

Qwerty Seymore kończy 17 lat, gdy odwiedza go prawnik wuja Matta. Nie tylko składa mu urodzinowe życzenia, ale także przynosi coś, czego chłopiec się nie spodziewał zupełnie: drugi list od Matthew Seymore'a... Co takiego chciał przekazać Qwerty'emu wuj Matt w dniu jego 17-tych urodzin? Wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ.

Rozdział 6, część 1
Drugi list

*
Po tym, jak Lesley znalazła się w szpitalu, Qwerty spodziewał się wizyty Collarda. Bał się, że tamten jednak go przekona, aby dołączył do Brentwood. Powoli zaczynał czuć się osaczony, mimo uspokajających zapewnień Johna i nie wiedział, czy będzie miał wystarczająco sił, by zakończyć konwersację z Collardem bez podpisania cyrografu. Jedyne, co trzymało go przy jego postanowieniu, że nie dołączy do Brentwood był strach o Ange.

Collard jednak nie pojawił się; Qwerty nie widział też żadnych czarnych samochodów, które podążałyby za nim.

Lilly nie przyszła do szkoły po wypadku Lesley i Qwerty zobaczył ją dopiero po kilku dniach. Zmizerniała; miała zaczerwienione oczy i wyglądała na roztrzęsioną. Pani Bliss nieco wydobrzała, ale i tak całe dnie spędzała w szpitalu przy łóżku Lesley, mając nadzieję, że będzie na miejscu, gdy jej córka się obudzi.

-Przekonała się nawet do Andy’ego – opowiadała Lilly z cieniem uśmiechu. – Andy jest tam codziennie, wziął nawet wolne z pracy… albo urywa się wcześniej. Gdyby nie on i ojciec, mama chyba by nie spała… Nie chce odejść od Lesley…

Ange złapała przyjaciółkę za rękę i objęła ją, ale Qwerty nie mógł tego słuchać. To była jego wina. To wszystko było przez niego! Podniósł się i wyszedł szybko ze stołówki szkolnej, gdzie siedzieli. Wiedział, że coś podobnego się stanie. I wiedział, że to dopiero początek.

*
Państwo Sandbanks jak co roku chcieli zorganizować dla Qwerty’ego przyjęcie urodzinowe, ale ze względu na Lilly i jej siostrę Qwerty odmówił jakiegokolwiek świętowania. Sam już nie wiedział, co było lepsze: gdy był ze swoimi znajomymi, czy gdy trzymał się od nich z daleka. Przypomniał sobie, jak Troy próbował wysadzić w powietrze dom Sandbanksów, gdy kilka lat temu, w święta Bożego Narodzenia, wysłał mu bombę opakowaną jak świąteczny prezent. Wcześniej umieścił wiadomość w torcie urodzinowym… Tego było za wiele; Qwerty nie chciał narażać już nikogo.

Dzień swoich siedemnastych urodzin spędzał razem z Angeliną na Redhoave Road. Dostał życzenia urodzinowe od wszystkich swoich przyjaciół, ale teraz siedział jak na szpilkach, spodziewając się, że zaraz stanie się coś strasznego.

John i Sandbanksowie starali się w jakiś sposób odciągnąć jego uwagę od przykrych myśli, ale on nie rozchmurzył się ani na chwilę. Czuł się, jakby odliczał minuty…

Nagle do frontowych drzwi rozległo się zdecydowane pukanie i Qwerty podskoczył na kanapie. Zanim ktokolwiek zdążył go ubiec, on teleportował się do drzwi, gotowy do ataku. Szarpnął za klamkę i prawie wysłał cios w stronę pana Wilsona.

Prawnik uniósł brwi z zaskoczeniem, ale uśmiechnął się do Qwerty’ego, który patrzył teraz na niego, jakby pan Wilson był wielką, żółtą, gumową kaczką stojącą na progu.

-Cześć Qwerty – powiedział. – Tak myślałem, że cię tu znajdę. Mogę wejść?

Qwerty skinął głową i otworzył szerzej drzwi. Za nim stali już John i Roger, a dalej, jak w kolejce do ataku, Terry i Ange. Wszyscy wyglądali, jakby oczekiwali za drzwiami całej armii, a zamiast tego znaleźli dostawcę pizzy.

Pan Wilson udał jednak, że niczego nie zauważył i wkroczył do środka, niosąc – jak zwykle – czarną teczkę w ręku. Ubrany był w czarny garnitur i czarne, wypolerowane buty. Wyglądał bez zarzutu.

-Witam – powiedział, prowadzony do salonu Sandbanksów. – Wszystkiego najlepszego, Qwerty, od kancelarii Wilson & Barrow… I ode mnie osobiście – uśmiechnął się, podając chłopcu kartkę i ładnie opakowany kubek z rumowymi czekoladkami w środku. Na kubku napisane było: „Udanych 17-tych urodzin, Qwerty.” Chłopiec zrozumiał, że pan Wilson zamówił ten prezent specjalnie dla niego.

-Dziękuję – powiedział, siląc się na słaby uśmiech.

-Nie ma za co – odwzajemnił uśmiech pan Wilson. – Teraz… przejdźmy do rzeczy… - powiedział, zajmując miejsce na kanapie, które wskazała mu mama Ange i grzecznie odmawiając czegoś do picia. – Jestem tu z polecenia Matthew Seymore’a, który zostawił nam specjalne instrukcje na dzisiejszy dzień. Instrukcje te ja i mój wspólnik, Christopher Barrow, zobowiązaliśmy się wykonać bardzo dokładnie…

Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem, ale on nie przejął się tym w ogóle, wciąż uśmiechając się uprzejmie.

-Qwerty, muszę z tobą porozmawiać. W cztery oczy. Czy możemy przejść gdzieś… - pan Wilson uśmiechnął się uprzejmie do reszty zgromadzonych. – Gdzie mielibyśmy więcej prywatności?

Qwerty popatrzył na pana Wilsona, a potem na Ange i Sandbanksów. Nie miał pojęcia, o co chodziło.

-Może przejdziecie na górę? – zasugerowała Terry. – Do twojego pokoju? – spytała Qwerty’ego.

Ten skinął głową.

-Doskonale – powiedział pan Wilson, wstając z kanapy i chwytając swoją aktówkę. – Nie zajmę ci długo, Qwerty. Nie chcę przerywać twoich urodzin – uśmiechnął się i, poprowadzony na górę przez panią Sandbanks, podążył schodami. Qwerty jeszcze raz obrócił się do Ange, wzruszył ramionami i poszedł za panem Wilsonem.

Kolejną część powieści można znaleźć TUTAJ (kliknij na link).

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

Poprzednie części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz