czwartek, 18 sierpnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział VIII: "Spadek wuja Matta", część 1

Oto pierwsza część rozdziału zatytułowanego "Spadek wuja Matta" - przypominam, że czytacie piątą część przygód Qwerty'ego, o tytule "Qwerty: W Stronę Słońca" - poniżej początek rozdziału ósmego. Co takiego tak naprawdę zostawił Qwerty'emu w spadku wuj Matt? Przy okazji wspomnę, że wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 8, część 1
Spadek wuja Matta

*

Wpatrywał się w wielki sejf nie wiedząc, co ma robić. Co to wszystko miało znaczyć? Czy to jest pułapka? Czemu wuj Matt nie zostawił mu kombinacji do sejfu?

Mimo ostrzeżeń Luci spróbował otworzyć sejf za pomocą telekinezy, ale równie dobrze mógłby prosić go, aby drzwi uchyliły się z własnej woli. Sejf pozostał niewzruszony. Jak to było możliwe?
Podszedł do niego i dotknął zimnej, chropowatej powierzchni. Nie różniła się niczym od zwykłego metalu. Qwerty skrzywił się, drapiąc się po głowie.

Nie podobało mu się to, ale też nie wyczuwał żadnego niebezpieczeństwa. Nauczył się już rozpoznawać zagrożenie, a tym razem nie wydawało mu się, żeby znajdował się w kłopotach. Qwerty nacisnął klamkę przy drzwiach; te były zamknięte…

Cofnął się i siadł na krześle. Rozmyślał intensywnie. W co się wpakował? Czyżby to wszystko było zasadzką, ukartowaną przez Asqualora? Może pan Wilson go zdradził? Ale nie… Qwerty wiedział, że list był autentyczny. Luca… Luca nie był zwykłym bankierem. Coś tu nie pasowało… Jak łatwo zgodził się na to, by zamknięto go w tym pokoju! Co tak naprawdę było w środku pancernego sejfu?
Qwerty poczuł, jak się poci i już miał ochotę nacisnąć przycisk intercomu, gdy coś go powstrzymało. Matthew Seymore nie postawiłby go w tej sytuacji, gdyby uważał, że coś mogłoby mu zagrażać. Musiał być całkowicie pewien swego…

Po chwili wstał i podszedł do sejfu. Nie miał większego wyboru, ale próbować wszelkich możliwych kombinacji z nadzieją, że jakaś zadziała…

Qwerty wstukał datę swojego urodzenia, ale nic się nie stało. Spróbował to samo z datą urodzenia wuja Matthew i ciotki Adeli. Nic. Jeśli jego wuj rzeczywiście to zaaranżował, a wszystko na to wskazywało, kod musiał być czymś, co Qwerty znał. W swoim liście nie napisał nic o żadnych szyfrach. Ale… co, jeśli list wpadłby w niepowołane ręce? Matt był ostrożny. Qwerty pamiętał też, jak jego wuj zawsze powtarzał mu, aby myślał logicznie i wyciągał własne wnioski. Matt musiał wierzyć, że Qwerty będzie wiedział, co robić…

Wrócił na krzesło. Był znużony; nie spał całą noc i teraz zmęczenie dawało mu się we znaki. Może jednak nie powinien był się spieszyć z wizytą w banku… Ale tego się nie spodziewał.

Zamknął oczy, na chwilę składając głowę na dłoniach, które oparł na blacie stołu. List wuja Matta stanął mu znowu przed oczami; każda pojedyncza litera błyszczała, jakby wypalała się w jego umyśle. Nic z tego. Matt nie zostawił żadnej wskazówki.

Qwerty sennie pomyślał o planach wuja Matta, o wyspie, którą znalazł, a która miała posłużyć za kryjówkę. Matthew musiał wiedzieć, co robi… Qwerty przypomniał sobie zdjęcie białej plaży… Och, jak dobrze byłoby się tam znaleźć z Angeliną… Chciałby się tam przenieść, choć na chwilę, i zasnąć na ciepłym piasku… To było by takie łatwe; miał przecież współrzędne geograficzne…

Chłopiec otworzył oczy, podnosząc głowę. Wpatrzył się w ścianę przed sobą i po chwili namysłu obrócił w stronę ogromnego sejfu. Qwerty nauczył się ostatnimi czasy nieco o geografii. John wytłumaczył mu zasady teleportacji i jak można było odnaleźć dane miejsce… I teraz Qwerty zrozumiał, że współrzędne geograficzne, które zostawił mu Matt miały więcej cyfr niż powinny. Szerokość i długość geograficzne mierzone były w stopniach, minutach i sekundach kątowych. Na notatce wuja Matta po sekundach znalazły się dwie inne cyfry, zarówno przy szerokości, jak i długości. W nocy nie zauważył tego, zaabsorbowany innymi rzeczami, ale… Wuj Matt nie pomyliłby się…

Qwerty podszedł do sejfu i, pamiętając dokładnie kartkę, którą znalazł w zalakowanej kopercie, po kolei naciskał cyfry. Po ostatniej cofnął rękę i czekał, co się stanie. Stracił już nadzieję, gdy nagle coś kliknęło i masywne zawiasy odskoczyły trochę. Wydał okrzyk triumfu i złapał za uchwyt. Z całych sił pociągnął go do siebie; powoli ciężkie drzwi odsunęły się…

Chłopiec zamrugał z zaskoczeniem. Wnętrze sejfu zapchane było równo ułożonymi teczkami, od góry do dołu. Dokumenty, wszelkiego rodzaju nośniki informacji… Z tyłu drzwi przymocowany był uchwyt z grubym folderem, na którym znajdowała się przyklejona żółta notka z napisem: „Dobra robota. Przeczytaj najpierw”.

Qwerty zerwał kartkę i poczuł, jak przykleja mu się do palców. Pamiętał figlarny uśmiech wuja Matta, gdy ten czasami się z nim droczył. Uśmiechnął się teraz mimo woli i wyjął teczkę z uchwytu, kładąc ją na stole.

Wbrew instrukcjom Matta, od niechcenia sięgnął po pierwszą z brzegu teczkę… Potem po następną i następną… Każda opatrzona była imieniem i nazwiskiem – wiele z nich Qwerty znał, chociażby ze słyszenia. Po kolei oglądał zdjęcia, kopie kontraktów, opisy sytuacji, wydruki maili, kopie listów… Spojrzał na tony papierów przed sobą i, jak robot, odłożył teczki na miejsce.

Wrócił do stołu i otworzył leżący tam folder na pierwszej stronie. Zobaczył tytuł ustawy, o której mówił Matt. Nie mogło to być nic innego. Autorem był Matthew Seymore. Pod spodem znajdowała się informacja, do czyjej wiadomości powinna zostać podana. Qwerty popatrzył na imię i adres. Adres nic mu nie mówił, ale na sam widok nazwiska, które znajdowało się na notatce Qwerty przełknął ślinę. Znał je, oczywiście… Widział je w wiadomościach, od czasu do czasu. Pojawiało się podczas lekcji w szkole, podczas przeróżnych dyskusji. Słyszał je w rozmowach. Przewijało się w mediach, zawsze gdzieś na drugim planie, ale…

Qwerty usiadł; poczuł, że nie może utrzymać się na nogach. Znalazł się po uszy w… w czymś bardzo nieprzyjemnym. Przewrócił stronę i zerknął na spis treści. Po chwili obrócił się w stronę sejfu… Wstał i podszedł do intercomu. Twarz Luci pojawiła się na ekranie.

-Słucham – powiedział uprzejmie bankier.

-Potrzebuję kawy… Dużej kawy – dodał chłopiec, patrząc na stos papierów. – Podwójnej.

Luca uśmiechnął się lekko i skinął głową.

-Oczywiście – powiedział i Qwerty skinął mu z roztargnieniem, wracając do lektury zanim jeszcze intercom zgasł.

*
Na stole stały trzy duże puste kubki po kawie i talerz z kilkoma okruchami. Qwerty przecierał oczy, starając się skoncentrować. Starał się czytać uważnie i był już w połowie dokumentu, ale po nieprzespanej nocy było mu trudno nadążyć za terminologią, której używał wuj Matt. Qwerty przekartkował resztę folderu; po drodze zerknął na rozdział zatytułowany „Neutralizacja”. Poczuł natychmiastowe zainteresowanie, ale kartki wypadły mu z ręki i Qwerty poczuł narastający za oczami ból głowy. Powinien był się przespać przed przyjściem tutaj…

Odłożył folder na stół, próbując utrzymać oczy otwarte. Wstał, aby rozprostować kości i zerknął z powrotem do gigantycznej pancernej kasy. Była wypełniona po brzegi tak, że nie można by w nią wcisnąć szpilki. Po środku było tylko wąskie przejście, aby można było dostać się do równo poukładanych przedmiotów po obu stronach.

Qwerty zawahał się. Nie chciał wchodzić do środka; wyobraził sobie, co by się stało, gdyby ktoś zamknął go tam… Nadal nie ufał Luce. Pochłonięty lekturą na chwilę zapomniał o swojej obecnej sytuacji, ale teraz pragnął już stąd wyjść.

Pozbierał papiery, poukładał je porządnie i zamknął ciężkie, pancerne drzwi. Coś w środku kliknęło głucho. Qwerty pożałował, że nie wziął ze sobą „Historii” i pierwszego listu wuja Matta; wyglądało na to, że tu byłyby wreszcie bezpieczne. Podszedł do intercomu, chcąc nacisnąć guzik, ale zanim zdążył to zrobić, drzwi otworzyły się i stanął w nich Luca Glanzman.

-Zapraszam z powrotem do mojego biura – powiedział i, nie czekając na odpowiedź chłopca, poszedł korytarzem w stronę windy. Qwerty podążył za nim, czując ból głowy i silną potrzebę, by wrócić tam, gdzie po raz pierwszy wylądował, gdy przybył do banku. Trzy kawy dawały mu się we znaki…

Kolejna część powieści znajduje się TUTAJ (KLIKNIJ NA LINK).

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

Cztery części książek zaś można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz