sobota, 27 sierpnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział XII: "Pożegnanie"

Oto rozdział dwunasty, w którym Qwerty żegna się ze swoją krewną, ciotką Adelą. I tym razem czeka go niespodzianka - w formie niecodziennej historii rodzinnej. Jeśli jesteście ciekawi reszty opowieści, wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ. Wcześniejsze ebooki ściągnąć zaś można na stronie beezar.pl (linki do wszystkich czterech części umieszczone są na dole posta). Miłego czytania! :)


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 12
Pożegnanie

*

Qwerty poczekał, aż wuj Donald i bliźniaki wyjdą z domu. Dopiero wtedy wstał i poczynił ostatnie przygotowania, upewniając się, że zostawia wszystko w należytym porządku. Swoje rzeczy, które chciał zostawić w Poole teleportował prosto do pokoju gościnnego Sandbanksów.

W końcu rzucił ostatnie spojrzenie na niebieski pokój, w którym spędził ostatnie cztery lata. Wątpił, aby kiedykolwiek tu wrócił, ale nie czuł do tego miejsca żadnego sentymentu. Po cichu zamknął drzwi i zszedł na dół, zabierając po drodze swoją starą, czarną torbę, z którą przybył do tego domu.

Poszedł prosto do salonu, gdzie zobaczył ciotkę Adelę, siedzącą na kanapie. Na oparciu stała szklana popielniczka, a ciotka trzymała w ręku papierosa. Qwerty z zaskoczeniem spojrzał na nią i na dwa niedopałki w naczyniu; był to pierwszy raz, kiedy widział ciotkę palącą cokolwiek.

-Odchodzę – powiedział, stając w progu. – Sytuacja prawna jest uregulowana. W dzień moich osiemnastych urodzin cała suma, którą Matt wam zostawił, przejdzie na ciebie i wuja Donalda – powiedział, ale ciotka nie odezwała się, patrząc na niego nieodgadnionym wzrokiem i wydmuchując kłąb dymu. – Cóż… żegnam – powiedział i chwycił swoją torbę.

-Usiądź ze mną na chwilę Qwerty – powiedziała, wskazując mu fotel, który stał naprzeciw niej.

Qwerty, zdziwiony, postawił z powrotem bagaż i z wahaniem zajął wskazane mu miejsce.

Ciotka ponownie zaciągnęła się papierosem i zrzuciła trochę szarego pyłu do popielniczki.

-Nie chciałam, żebyś z nami mieszkał. Nie chciałam mieć nic wspólnego z Mattem, z twoimi rodzicami, ani z tobą – powiedziała zimno.

-Ok… - powiedział Qwerty i podniósł się z fotela, zamierzając odejść.

-Siadaj – rzuciła mu ciotka i kolana same zgięły się pod nim; Qwerty opadł z powrotem na fotel, patrząc na ciotkę pytająco. Zobaczył, że jej ręka trzymająca papierosa trochę się trzęsła.

-Nie chciałam też żadnych pieniędzy. Ale Matt wiedział doskonale, że nie zostawię cię bez opieki, tak jak nie zostawiłam naszego ojca, gdy zachorował. Matt nie chciał, aby w żaden sposób wspierać go podczas jego choroby. Była to prawdziwa ulga dla mnie, ale wiedział, że gdyby mi pozwolił, byłabym tam… Donald protestowałby trochę, ale w końcu Matt to rodzina… i to nie była sprawa Donalda… - ciotka urwała na chwilę i znów włożyła papierosa do ust. Potem zgasiła niedopałek w popielniczce, natychmiast sięgając po paczkę i wyjmując następnego. – Pieniądze zostawił, aby przekonać mojego męża – dodała. – Inaczej on nigdy by się nie zgodził, abyś zamieszkał pod jego dachem.

Qwerty patrzył na ciotkę, nie odzywając się w ogóle. Ciotka najwyraźniej nie skończyła jeszcze, bo zapaliła kolejnego papierosa i popatrzyła na swojego siostrzeńca z zaciśniętymi ustami.

-Musisz zrozumieć… Nienawidziłam tego… Tego, co robił Matt. Tych wszystkich zdolności. Patrzyłam na Matta od czasów dzieciństwa. Pamiętam, gdy byliśmy mali, Matt i David kłócili się czasami, jak to dzieci. Matt niejednokrotnie skrzywdził swojego brata. Raz zwichnął mu nadgarstek. Samą myślą… - Adela przerwała, krzywiąc się gorzko do wspomnień. – Mnie nie tknął nigdy, ale i tak bałam się, że któregoś dnia może…

Ciotka przerwała, ale Qwerty ciągle nic nie mówił. Widać ta rozmowa kosztowała ją sporo i nie chciał jej przerywać, ani w żaden sposób jej ponaglać.

-Potem umarła moja mama – podjęła Adela. – To była druga żona ojca… Wszyscy ciężko to przeżyliśmy, ale Matt… David i Matt prawie nie znali własnej matki i Matt był bardzo przywiązany do swojej macochy. Spędzali razem dużo czasu i byli dość blisko. Kiedy jej zabrakło… Matt nie mógł sobie z tym poradzić. Zaczął miewać ataki szału. To było straszne. David próbował go uspokajać, ale nie dał rady. Pamiętam ten jeden raz, gdy Matt rzucił nim o ścianę… David wylądował w szpitalu, ale na szczęście nic mu się nie stało. Potem i ja, i David ukrywaliśmy się wspólnie za każdym razem, gdy Matt dostawał swoich napadów. Pamiętam, jak siedzieliśmy na strychu, słuchając, jak rzeczy w jego pokoju eksplodują, jedna po drugiej… - ciotka urwała znów i zaciągnęła się ponownie, bawiąc się paczką papierosów, jakby na chwilę zapomniała, że Qwerty siedzi obok. W końcu ocknęła się z zamyślenia. – Tylko ojciec potrafił go uspokoić. Matt bardzo go szanował… Aż w końcu, jednego razu, ojciec wyjechał; miało go nie być zaledwie kilka godzin, jednak coś go zatrzymało. Nie pamiętam już, o co poszło. O jakąś drobnostkę… Matt wpadł w szał, ale było to gorsze niż kiedykolwiek przedtem. David i ja uciekliśmy co sił w nogach do piwnicy, chowając się w najdalszy kąt. Wiedzieliśmy, że to go nie powstrzyma, jeśli będzie chciał nas znaleźć, ale żadne z nas nie chciało stać mu na drodze… Po dwóch godzinach usłyszeliśmy dźwięk silnika samochodu ojca; dopiero wtedy odważyliśmy się wyjrzeć przez okno w piwnicy. Na miejscu ogrodu był tylko krater w ziemi, a Matt zniknął…

Ciotka urwała i spod oka spojrzała na Qwerty’ego. Ten patrzył na nią, poruszony. Jeszcze nie wszystko do niego docierało, ale czuł, że każde słowo ciotki wżyna mu się w pamięć, jak wypalone w niej żelaznym prętem. Adela skinęła tylko głową i drżącymi palcami strzepnęła tytoń do popielniczki.

-Nigdy wcześniej i nigdy potem nie widziałam ojca w takim stanie. Znalazł nas obojga, upewnił się, że nic nam nie jest i natychmiast odprawił do domu swoich znajomych, na dwa dni. Nie wiem, co działo się wtedy między nim a Matthew. Ale Matt nie wychodził potem ze swojego pokoju przez przeszło tydzień. Od tego czasu bardzo się zmienił. Wydoroślał. Przestał miewać te ataki, jakby wreszcie nauczył się panować nad sobą. Nigdy nie położył już palca na swoim bracie ani nie zniszczył niczego. David pogodził się z nim szybko, ale ja… nigdy nie mogłam mu zaufać.

Qwerty skinął głową, patrząc na ciotkę z żalem i jednocześnie przypominając sobie własne uczynki.

-On tego żałował – odrzekł wreszcie, gdy cisza przeciągała się. – Do końca życia żałował tego, co zrobił.

-Wiem – westchnęła Adela. – Ale nie mógł zmienić tego, co się stało. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Wiedziałam, że Matthew mierzy się z czymś strasznym, wiedziałam, że on i ojciec mają potężnych nieprzyjaciół i nie chciałam być częścią ich świata. Nie mam żadnych zdolności i nie chciałabym ich mieć. Widziałam, co Matt był w stanie zrobić i chciałam trzymać się od tego jak najdalej. Matt przyprowadzał do domu swoich znajomych, ludzi, którzy umieli robić to samo i ja… chciałam wynieść się stamtąd! Nie chciałam mieć do czynienia z żadnym z nich…

Coś w tonie ciotki sprawiło, że Qwerty drgnął. Natychmiast skojarzył fakty.

-John – powiedział.

Ciotka kiwnęła głową wymachując papierosem.

-John White był jednym z nich – dodała. – Był kolegą twojego ojca i przyjacielem Matta. Przez chwilę… spotykaliśmy się, ale kiedy dowiedziałam się, co robi i z czym ma do czynienia…

Adela zamilkła.

-On nadal ma twoje zdjęcie. Wasze zdjęcie. Stoi u niego na kominku – powiedział spokojnie Qwerty.

Ciotka zapatrzyła się na chwilę w okno i w końcu przeniosła wzrok na kurczącego się papierosa. Pokręciła głową.

-Nie żałuję niczego. Nie chciałam być częścią tamtego świata. Nadal nie chcę – powiedziała, jakby rzucała komuś wyzwanie i spojrzała z powrotem na Qwerty’ego.

Qwerty rozumiał ciotkę doskonale. Ona widocznie zauważyła to, bo kontynuowała dalej:

-W międzyczasie spotkałam Donalda. On i John służyli przez chwilę razem w marynarce, dawno temu. Nigdy się nie lubili, ale gdy okazało się, że ja i Donald… - ciotka znów zamilkła, ale Qwerty skinął głową, na znak, że domyśla się, w czym rzecz. – Szczerze mówiąc, John zachował się bardzo przyzwoicie. Ale zanim odszedł, powiedział, że stchórzyłam. Może. Ale po tym, co działo się u nas w domu… - ciotka westchnęła ciężko i nerwowo pomachała ręką, by rozgonić papierosowy dym, który zaczął gęstnieć wokół nich. – Potem Matt zachorował i… zmarł. Ty przyszedłeś do nas. Jeszcze w życiu się tak nie bałam, jak wtedy. Wiedziałam, co się stało z twoimi rodzicami; Matt powiedział mi wszystko. Bałam się też ciebie. Spodziewałam się, że będziesz taki jak Matt. Byłeś do niego bardzo podobny, zachowywałeś się w ten sam sposób. W końcu to on cię wychowywał… - ciotka spojrzała na chłopca, a ten zarumienił się nieco. – I wiedziałam, że są ludzie, którzy chcieli cię skrzywdzić. Jednocześnie nie chciałam cię pod swoim dachem i wiedziałam, że nie możesz być nigdzie indziej. Twoje miejsce było tutaj. Ale wiedziałam, że jeśli tamci będą myśleli, że jesteśmy jedną wielką, szczęśliwą rodziną, możemy znaleźć się w niebezpieczeństwie. Musiałam sprawić, żebyś nas znienawidził; to była jedyna szansa, żeby obronić moją rodzinę przed nimi. Sama nie wiedziałam już, co było gorsze: ty i to, co mogłeś zrobić, czy ludzie, którzy zabrali Davida i Eve. Matt zarzekał się, że nie masz takiego temperamentu, jak on, że nie wiesz, do czego jesteś zdolny… Więc zdecydowałam, że to drugie stanowiło większe niebezpieczeństwo… Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że jesteś jak Dave, nie jak Matthew. Dave zawsze próbował wszystkich chronić, w tym mnie, gdy byliśmy dziećmi, potem Eve, ojca, nawet swojego brata. Próbował przemówić mu do rozsądku, kiedy Matt zachowywał się irracjonalnie. Dave nie znosił Donalda… Uważał, że nie jest wystarczająco dobry dla mnie – Adela uśmiechnęła się lekko, ale bez śladu wesołości. – David nigdy nikogo nie zawiódł, musisz to wiedzieć.

Qwerty siedział naprzeciwko ciotki, wpatrując się w nią, ciągle bez słowa. Myślał o swoim ojcu i wuju, i ostatnich latach, o traktowaniu Gibble’ów, o awanturach, o tym, jak Sebastian i Dolores dokuczali mu…

Ciotka Adela patrzyła na papierosa, ale gdy w końcu podniosła oczy na swojego siostrzeńca, kryła się w nich desperacja.

-Nie mam prawa o nic cię prosić, Qwerty – powiedziała. – Ale obiecaj mi, że moje dzieci będą bezpieczne. Że nic złego ich nie spotka. Że nigdy nie dowiedzą się… - ciotka nie skończyła, jakby zabrakło jej tchu. Jej dłoń drżała, aż trochę szarego popiołu upadło na puszysty dywan.

-Obiecuję – powiedział Qwerty i ciotka odetchnęła z ulgą.

-Dziękuję – odparła, znów podnosząc papierosa do ust.

Qwerty skinął głową i podniósł się z fotela.

-Nie mogę ci pomóc – powiedziała jeszcze ciotka, gdy sięgał już po swoją torbę. – Ale życzę ci powodzenia, Qwerty.

Chłopiec odwrócił się do niej i ostatnim spojrzeniem objął ją i zadymiony salon. Nie wiedział, co powiedzieć.

-Przykro mi – rzekł tylko. – I… dziękuję. Rozumiem, że to wszystko nie było łatwe – dodał i skinął ciotce na pożegnanie, podnosząc rękę w pożegnalnym geście.

Potem zniknął.

Ciotka Adela rzuciła niedopałek do popielniczki i oparła się ciężko o kanapę. Zaraz jednak podniosła się i otworzyła na oścież okno, wypuszczając dym papierosowy z salonu. Potem chwyciła popielniczkę i pozbierała najdokładniej jak mogła pył z podłogi. Zaniosła naczynie do kuchni i tam znieruchomiała, opierając się o blat i ukrywając twarz w dłoniach.

Kolejny fragment powieść znaleźć można TUTAJ (kliknij na link). 

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

części książek zaś można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz