niedziela, 2 października 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział XVIII - "Nowy program", część 1

Jest 6.30, zimny, szkocki poranek. Qwerty ma piętnaście minut, by stawić się na polu szkoleniowym. Tam czeka go niechęć drużyny i nowe pułapki - tym razem w wielkim, na w pół zrujnowanym budynku, który za bardzo przypomina mu Sunny Enterprises, czyli wieżowiec, który kiedyś zniszczył... Jaki to nowy program szkoleniowy przewidziano dla niego tym razem? Przypominam, że wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 18, część 1

*

„Qwerty, obudź się.”
Qwerty natychmiast otworzył oczy; to nie był sen. W uszach słyszał znajomą ciszę i rozpoznał połączenie z Johnem, przecierając oczy. 
„John.”
„Szkolenie zaczyna się o 7. Musisz być w budynku na polu treningowym za piętnaście siódma. Masz piętnaście minut. Pospiesz się!”
„John, ja…”
„Piętnaście minut, Qwerty. Wstawaj.”
John zniknął z eteru i chłopiec niechętnie zrzucił z siebie kołdrę. W pokoju było zimno, a on był niewyspany. Najchętniej zawinąłby się z powrotem w pościel i nie wychodził spod niej do południa. Ale wiedział, że to jest luksus, na który teraz nie może sobie pozwolić. 
Szybko ubrał się, odświeżył i, nie zawracając sobie głowy chodzeniem po schodach, teleportował się prosto do stołówki. Ku jego uldze znów była pusta, za wyjątkiem kobiety i mężczyzny, których widział tu wczoraj. Skinęli mu na powitanie, a on odpowiedział bez zastanowienia, łapiąc kawałek tosta i małą kawę, i przełykając to wszystko na stojąco w takim tempie, że oczy prawie wyszły mu na wierzch. 

Potem przeniósł się z powrotem do swojego pokoju, umył zęby, po czym rzucił się do szafy po kurtkę, uderzył się boleśnie w palec u nogi o nogę od łóżka, zaklął pod nosem, otworzył szafę, przypomniał sobie, że z jego kurtki prawie nic nie zostało i nie ma drugiej, wziął ostatni czysty sweter z półki, włożył go tył na przód, zaplątał się w rękawy, gdy spróbował go przełożyć na odpowiednią stronę i w końcu opadł z powrotem na łóżko. Westchnął. Sięgnął po zegarek od Belli; była dokładnie 6.43 i Qwerty poczuł, że nie jest w stanie stanąć dzisiaj twarzą w twarz z Andersonem i jego zespołem. 
Patrzył, jak wskazówka sekundnika przesuwa się po tarczy zegarka. 6.44. Qwerty wstrząsnął się i skoncentrował…
Pojawił się w znajomej już sali. Prawie wszyscy już byli i gdy tylko się tam zmaterializował, natychmiast poczuł, że nie jest mile widziany. Tylko Anita skinęła mu na powitanie. Dani stał pod oknem; na nosie miał ogromny opatrunek, który zakrywał mu większą część twarzy, a wokół oczu rysowały mu się głębokie, granatowe cienie. Qwerty skrzywił się w duchu i nagle pomyślał o Milesie i Tonym Hillu, których pobił kiedyś – wydawało się, jakby to było lata temu – w parku. Tym razem jednak nie czuł wyrzutów sumienia; Dani przekroczył wszelkie granice…. Qwerty nie chciał nawet myśleć, co by było, gdyby tamten dowiedział się o rzeczach, o których wiedział on sam. 

Ku swojemu zaskoczeniu, zobaczył też dwóch ludzi ze stołówki; ciągle wydawali mu się znajomi, ale nie wiedział skąd.
Do sali wszedł John; najwyraźniej był na dole, bo teraz wbiegł po schodach żwawym krokiem i stanął naprzeciwko nich. 

-Witajcie – powiedział. – Dzisiaj sesja treningowa będzie odbywać się ze mną…
Gdy to oznajmił, zapanowało poruszenie, a Qwerty nieznacznie odetchnął z ulgą. 

-Dlaczego? – zapytał George, spoglądając z ukosa na Qwerty’ego, jakby ten zamordował mu właśnie ulubione zwierzę. 

-Liam Anderson odmówił prowadzenia dzisiejszej sesji – odparł John spokojnie, zwracając się do Georga. – Ja go zastępuję. Bill, Charlotte, znacie już Qwerty’ego. Qwerty, to jest Charlotte i Bill. To oni byli z nami w Dartmoor…
Qwerty przypomniał sobie czarny samochód z przyciemnianymi szybami i jadalnię w pensjonacie w Yelverton. Przypomniał sobie roześmianą parę w średnim wieku siedzącą wtedy pod oknem. Qwerty automatycznie wykluczył ich wtedy jako pomocników Johna…
Błysk rozpoznania zaświecił mu w oczach i skinął głową. 
Bill podszedł do niego z uśmiechem i podał mu rękę. 

-Miło cię widzieć, Qwerty. Wyrosłeś od tamtego czasu.
Qwerty odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się. Charlotte także zbliżyła się do niego i uściskała go lekko. 

-Świetnie sobie wtedy poradziłeś – powiedziała miło. 
Qwerty podziękował i spojrzał na Johna. Ten skinął głową z aprobatą. 

Chłopiec zastanowił się, czy John nie powiedział przypadkiem tamtym, aby wykonali ten gest, żeby w jakiś sposób poprawić jego wizerunek w zespole. Niewątpliwie to działało; reszta spojrzała na niego jeśli nie z sympatią, to na pewno z mniejszą nienawiścią. 

-Ok, zaczynamy w sekcji ósmej – powiedział John i wszyscy po kolei zaczęli znikać. Qwerty poczuł, jak ktoś odciąga go do tyłu i stanął twarzą w twarz z Johnem. 
Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie. 

-Nadal w jednym kawałku – powiedział. 
Ale Qwerty myślał tylko o jednym. 

-Muszę bić się z Charlotte albo Billem? – zapytał niechętnie. 
John pokręcił głową. 

-Nie, pominiemy tę część, ok? Oni zresztą nie są stałą częścią zespołu, podobnie jak Anita. Od czasu do czasu jednak trenują z resztą. 
Qwerty odetchnął z ulgą. 

-Znikaj – powiedział John. – Porozmawiamy później. Widzisz ten szkielet budynku w oddali?
Qwerty skinął, wyglądając przez okno. 

-To sekcja ósma. Spodziewaj się paskudnych niespodzianek, ok? Cały teren jest naszpikowany pułapkami. Idź już. 
Chłopiec przeniósł się szybko we wskazaną stronę i stanął w cieniu wysokiej, metalowej konstrukcji, która wyglądała jak szkielet wieżowca. John pojawił się niedaleko i dał im znak, żeby podeszli bliżej. 

-To jest nowy program – powiedział. – Dzisiaj testujemy go w praktyce po raz pierwszy. Nie używa konwencjonalnej broni, ale symuluje zdolności, które posiadamy. Przed wami pojawią się hologramy, które imitują przeciwnika. Waszym zadaniem jest powstrzymanie ich zanim one powstrzymają was. Każda z pułapek jest skonstruowana inaczej. Cel misji – na ostatnim piętrze znajduje się trzech zakładników. Trzeba sprowadzić ich do tego miejsca, gdzie stoimy teraz; oni nie pomogą wam w niczym. Program przewidziany jest dla załomu czasowego; teleportacja nie jest opcją i tylko w ostateczności, do punktu wyjścia. Jeśli musisz się teleportować, wypadasz z gry. To nie są żarty, ktoś może zostać ranny. Jakieś pytania, jak do tej pory? – John przerwał, ale nikt się nie odezwał. 
-Dobrze! Qwerty, George, Ibrahim i Svetlana, wy idziecie ze mną. Marek, Dani, Anita, wy idziecie z Charlotte i Billem. Charlie, dzisiaj ty jesteś na czele, ok? – Charlotte potwierdziła gestem. – Charlie, weź tę stronę. Ja pójdę od tyłu. 
Charlotte bez słowa skinęła na swoją drużynę, a John poprowadził własną na tyły budynku. Qwerty patrzył niepewnie na konstrukcję; wyglądała dość chwiejnie już teraz i nie bardzo wiedział, co mogłoby się stać, gdyby uderzył w nią potężny cios telekinetyczny… 
Budynek postawiony był w kształcie litery H; część ścian stała nienaruszona; części nie było. Przypominało to jeden wielki labirynt.

-Na schody – powiedział John i ruszył przed siebie. 

Qwerty poczuł się nagle bardzo głupio, jakby bawił się w podchody. Nie wiedział, jak mogłoby mu to pomóc walczyć z Asqualorem… Bieganie po rozpadającym się budynku mogło co najwyżej skończyć się zawaleniem go na głowę.

Zaraz jednak przypomniał sobie Sunny Enterprises i raptem to wszystko nie wydawało mu się takie śmieszne. Nagle kolejna myśl zaświtała mu w głowie: czy było to możliwe, aby program szkoleniowy oparty był na tym, co on sam zrobił trzy lata temu? Nie, raczej nie, chyba za bardzo cenił swoje „osiągnięcia”… Ale… 

Czuł na sobie wzrok Georga i Svetlany; wydawało mu się, że skupiają się bardziej na nim niż na okolicy. Tymczasem wokół nich coś się działo i Qwerty poczuł, jak włosy na karku podnoszą mu się do góry. Znał to uczucie aż za dobrze. Swoje obowiązkowe szkolenie w rozpoznawaniu go zaczął od pamiętnego wieczoru, kiedy to Asqualor przyciągnął go siłą do czyjegoś ogrodu, by z nim skończyć. 
John musiał myśleć to samo, bo przy zakręcie korytarza zwolnił; tylko to i refleks Qwerty’ego oszczędziło ich od płomieni. 

Kolejny fragment powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij na LINK). 

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

Pozostałe części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz