niedziela, 20 listopada 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział XXVII: "Lady Atwood", część 1

Qwerty pokonał Troya i życie toczy się dalej... Ale co przyniesie? W samym środku sesji szkoleniowej Qwerty i jego drużyna otrzymują niecodzienne zaproszenie od szefa wszystkich szefów w Brentwood, zawsze idealnego Collarda. Oto kolejny, 27 rozdział powieści pt. "Qwerty: W Stronę Słońca". Pozostałe rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 27, część 1

"Lady Atwood"

*

Qwerty pojawił się na polu szkoleniowym za kwadrans siódma, czując ból w każdym kawałku ciała. Spał trochę, ale budził się z jękiem, widząc w koszmarach Troya, Ange, Johna i długi korowód innych zjaw. Widział Sylvię, padającą na kolana. Słyszał świst pocisku, który przeszył mu niedawno ramię. Czuł wiatr, którym unicestwił Asqualora; ten jednak uparcie pojawiał się z powrotem, śmiejąc się piskliwie…

Gdy obudził się wreszcie z niespokojnej drzemki, zobaczył, że jego prześcieradło jest mokre od potu, a on sam drżał. Jego skóra była zimna i mokra i miał wrażenie, jakby miał gorączkę.

Gorący prysznic pomógł i chłopiec teleportował się na szkolenie czując, jak ze zmęczenia łzawią mu oczy.

Anderson w żaden sposób nie skomentował wczorajszych wypadków. Jak zwykle skierował ich do odpowiedniej sekcji i kazał im robić jedno ćwiczenie: każdy z nich miał utrzymać w powietrzu, w niezmienionym położeniu, duży, metalowy dysk, jednocześnie wykonując inne czynności. Qwerty radził sobie z tym najlepiej, do momentu, gdy miał przekazać telepatyczne informacje innym członkom drużyny. Wtedy dysk zachwiał się i poleciał nieco w dół, jakby Qwerty na chwilę stracił z nim łączność. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale Anderson pokręcił głową i kazał mu robić to samo dotąd, dopóki dysk pozostał nieruchomy. Trwało to dłuższy czas i zanim nadszedł czas na przerwę, chłopiec czuł, że pęka mu głowa.

Do lunchu pozostało zaledwie pół godziny, gdy na polu szkoleniowym pojawił się Collard. Jak zwykle, wyglądał na wypucowanego, jakby wyszedł prosto od stylisty. Uśmiechnął się i podszedł do Liama. Anderson odwołał Ibrahima, który męczył się teraz z dyskiem i cała drużyna zgromadziła się przy trenerze. Qwerty stał spocony, próbując nie widzieć podwójnie.

-Qwerty, chcę ci pogratulować! – powiedział Collard. – Świetna robota! Przyszedłem zobaczyć, jak się miewasz. Imponujące, po tym wszystkim widzieć cię tutaj. To się nazywa bojowy duch!

Qwerty nie odpowiedział, ale skrzywił się lekko.

-Pozbyłeś się jednego z najniebezpieczniejszych przestępców dzisiejszych czasów, Qwerty – mówił dalej Collard, nie przejmując się jego milczeniem. – Musimy to uczcić. Przyszedłem, żeby zaprosić was wszystkich na kolację – zwrócił się do Andersona i reszty drużyny. – Dzisiaj o ósmej, u mnie w domu. Będzie kilku ważnych ludzi, chcą cię poznać, Qwerty.

Collard uśmiechnął się i z zadowoleniem złożył wypielęgnowane dłonie o równych paznokciach. Wszyscy popatrzyli na siebie ze zdumieniem; jeszcze nigdy nie otrzymali takiego zaproszenia. Tylko Anderson wyglądał na skwaszonego.

-Mam nadzieję widzieć was wszystkich o ósmej. Strój oficjalny. Jeszcze raz gratulacje, Qwerty, doskonale się spisałeś. Będziesz miał okazję opowiedzieć nam wszystko dziś wieczorem. Jestem pewien, że twoja relacja wzbudzi prawdziwą sensację – Collard uśmiechnął się jeszcze szerzej, klepiąc go po plecach. Qwerty domyślił się, że John przekazał już zwierzchnikowi jego wersję wydarzeń.

Collard wymienił jeszcze kilka słów z Andersonem i ostatni raz potoczył wzrokiem po całej drużynie, zatrzymując oczy na Qwertym.

-Mamy powód do świętowania! Do zobaczenia wieczorem! – rzucił radośnie i zniknął.

Qwerty czuł, że narasta w nim gniew i żal.

-Cóż… gratulacje, Seymore, naprawdę świetnie się spisałeś… - zaczął George, ale Qwerty rzucił mu takie spojrzenie, że tamten zatrzymał się w pół gestu, wyciągając rękę w jego stronę.

-To nie jest wesoła okazja – powiedział Qwerty, a głos mu się trząsł. – To, co stało się wczoraj nie jest żadnym powodem do świętowania! – dodał głośniej, wodząc wzrokiem po całej drużynie.

-Qwerty, ale przecież… - zaczęła Anita, lekko zdezorientowana, ale on nie dał jej skończyć.

-Mam dość Brentwood! – krzyknął nagle; w uszach znów zabrzmiały mu słowa Troya, kiedy mówił, że nie chce jeszcze umierać. – Nic nie rozumiecie! Nic! – powiedział i ruszył przed siebie, byle dalej od nich. Pod jego stopami kamienie rozpryskiwały się na drobne kawałki.

-Seymore! – zawołał za nim Anderson. – Nie pozwoliłem ci odejść!

Qwerty zlekceważył go; powietrze wokół niego zaczęło falować…

-Jeśli teraz znikniesz stąd, Seymore, powiem Collardowi, że jesteś emocjonalnie niezdolny do kontynuacji szkolenia! – krzyknął za nim Anderson. – Powiem, że po tym, co się stało nie możesz trenować przez następne kilka tygodni. To cię opóźni, Seymore. Tego chcesz?

Qwerty zatrzymał się, zaciskając pięści.

-Tak myślałem – powiedział Anderson. – Wracaj tu.

Chłopiec odwrócił się z impetem, butami wzniecając wokół siebie górę kurzu i pomaszerował z powrotem do nich. Jego drużyna odsunęła się jakby trochę od niego, ale on stanął spokojnie, wbijając wzrok w ziemię.

-Na stanowiska – powiedział Anderson, jakby nic nie zaszło. – Ibrahim, kontynuuj.

Qwerty przetarł czoło drżącą ręką i skupił się najlepiej jak mógł na szkoleniu. Został już tylko kwadrans, ale czuł, jakby miał się nigdy nie skończyć.

*
W końcu jednak Anderson odwołał ich i Qwerty zniknął natychmiast, przenosząc się do swojego pokoju. Miał teraz godzinę przerwy i z ulgą rzucił się na łóżko. Jedzenie mogło poczekać; teraz potrzebował poleżeć…

Zaraz jednak rozległo się pukanie do drzwi. Qwerty przez chwilę zastanawiał się, co w jego obecnym stanie będzie kosztowało go więcej wysiłku: wstanie z łóżka i otwarcie drzwi czy odsunięcie zamka telekinezą. W końcu zwlekł się z łóżka i przekręcił klucz w zamku, mając nadzieję, że to nie sprawi, że mózg wypłynie mu przez nos.

Na progu znów stał John; popatrzył na niego jakoś dziwnie i minął Qwerty’ego w drzwiach.

-Wejdź, John – powiedział chłopiec do pustki na korytarzu i zamknął drzwi.

-Dzisiaj wieczorem Collard wydaje kolację – zaczął bez ogródek John; widocznie spieszyło mu się, bo nie usiadł, tylko stanął naprzeciwko Qwerty’ego z założonymi na piersi rękami. – Wierzę, że już cię zaprosił, razem z całą drużyną i Andersonem…?

Qwerty skinął głową twierdząco.

-Tak.

-To będzie dość elegancka okazja. Masz się w co ubrać?

-Nie idę, John – powiedział Qwerty, mijając go i siadając ciężko na materacu.

-Idziesz – odparł John. – I nie będziesz tracił panowania nad sobą, tak jak dzisiaj na treningu, gdy ktoś będzie ci gratulował. Niestety, tego będzie dziś wieczorem sporo.

Ale Qwerty jakby go nie słyszał, tępym wzrokiem wpatrując się w dywan. John westchnął. Wiedział, na jaki upór natrafił, ale był na to przygotowany.

-Qwerty, musisz tam być. Twoja przyszłość może zależeć od dzisiejszego wieczoru, rozumiesz? Musisz zaprezentować się dobrze. Masz być zrównoważony i opanowany. Ludzie, którzy tam będą mogą w przyszłości podtrzymać lub obalić decyzję o zatrzymaniu cię tutaj. Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek żyć w spokoju z Ange w normalnym świecie, potraktuj to poważnie.

Gdy padło imię Angeliny, Qwerty poruszył się niespokojnie.

-Masz się w co ubrać? Koszula, garnitur?

-Nie – padła krótka odpowiedź.

-Ok, powiem Jackowi, żeby coś ci przysłał. Jesteście mniej więcej tej samej postury, może jakoś to będzie… - dodał John i Qwerty wiedział, że nie chodzi mu tylko o ubranie.

-John, ja nie chcę nigdzie iść – powiedział Qwerty, który wiedział już, że przegrał, ale w obecnym nastroju miał ochotę narzekać do całego świata. John jednak nie podzielał tej chęci.

-Przyślę Jacka po pracy. Weź się w garść i nie daj sprowokować nikomu. Zobaczymy się później – John zniknął, a Qwerty jęknął cicho, opadając z powrotem na materac i łapiąc się za głowę.

Kolejny odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij na LINK).

Wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

Pozostałe części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz