niedziela, 14 sierpnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział VI: "Drugi list", część 5

Qwerty przeczytał list i wcale o wiele mądrzejszy nie jest... Sprawia on jednak, że w głowie chłopca powstaje pewien ryzykowny plan... A w związku z nim udaje się do jedynego miejsca, gdzie może teraz szukać pomocy w jego realizacji: Szwajcarii. Przeczytajcie sami... Wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 6, część 5
Drugi list

*

Qwerty przeczytał list trzykrotnie zanim znaczenie poszczególnych słów do niego dotarło. Potem przeczytał go po raz czwarty, składając go w całość.

Nie zrozumiał wszystkiego. Nie wiedział, o jakich rzeczach mówił wuj, które trzeba było powstrzymać. Nie rozumiał, co takiego zrobił Matthew, czym skrzywdził swoje rodzeństwo i dziadka Qwerty’ego. Zrzucenie brata z roweru nie oznaczało, że był potworem. A reszta…

Wuj Matt zostawił mu podwójny majątek. I wyspę, na którą Qwerty mógł uciekać. Qwerty mógł o tym myśleć tylko jak o filmie, nie o swoim życiu.

No i oczywiście dochodził do tego fakt, że wuj Matthew – jego opiekun, łagodny, tonący w książkach, o przyjaznym usposobieniu wujek Matt – najwyraźniej szantażował najwyżej postawionych ludzi w kraju! I oczekiwał, że Qwerty zrobi to samo.

Chłopiec przez chwilę pomyślał, że wuj Matt przed śmiercią zwariował. Napisał mu list pod wpływem silnych leków i fikcja pomieszała mu się z życiem. Bardzo chciał w to wierzyć, ale Lesley Bliss leżała teraz w szpitalu, w śpiączce, po tym, jak zamiast swojej siostry poszła do kina; Sylvia Ragliani nie żyła, Troy znów chciał go zabić, a Collard ścigał go, by zrekrutować go do tajnej rządowej organizacji.

Qwerty zerknął na współrzędne geograficzne miejsca, które wskazał mu Matt i zdjęcie wyspy. Wyglądała jak rajski obraz z katalogu agencji podróży. Hotel Matthew Seymore’a, gdzie uciekniesz przed obłąkańcami chcącymi cię unicestwić. Czemu nie…

Przeczytał list jeszcze raz. I jeszcze. Czytał go tak długo, dopóki na zewnątrz nie ściemniło się i musiał zapalić światło, aby widzieć litery. Zasłonił szczelnie zasłony i – zapominając, że nadal ma urodziny i jest u Sandbanksów, rozsiadł się wygodnie na łóżku i znowu czytał list wuja Matta, starając się zapamiętać każde słowo. Chciał, aby każda linijka listu wryła się w jego pamięć, tak samo jak imię Matthew wyryte zostało na płycie nagrobnej ustawionej na cmentarzu w Corfe Castle.

Najwyraźniej pan Wilson zostawił dokładne instrukcje jego przyjaciołom, bo nikt mu nie przeszkadzał. W końcu – Qwerty zobaczył na swoim starym zegarku od Belli, że była już prawie dziewiąta – usłyszał pukanie do drzwi.

-Qwerty, zostawiam ci pod drzwiami kolację – usłyszał głos Terry.

-Dziękuję – odpowiedział nieprzytomnie i wrócił do listu, nie pamiętając nawet o jedzeniu.

Przesiedział tak do późna w noc, myśląc intensywnie. W głowie zarysował mu się pewien plan. Jeśli okazałby się wystarczająco silny i sprytny, mógłby wyjść cało z obecnej sytuacji… Mógłby być wolny… Jeśli Luca Glanzman okaże się tak dobry, jak sugerował wuj Matt, jeśli mu pomoże…

To było szaleństwo, ale wszystko, co mu się przytrafiało od ostatnich paru lat było rodem z wariatkowa. Lista rzeczy, które mogły się nie powieść była dłuższa niż list, który chłopiec trzymał teraz w ręku, ale jaki miał wybór? O, John na pewno przedstawiłby mu inną opcję, ale po tym, co przeczytał Qwerty zrozumiał, że znajduje się w rozpaczliwej pozycji. Asqualor to jedno, ale szantaż polityków to coś zupełnie innego. Wyglądało na to, że niebezpieczeństwo groziło mu z każdej strony i jeśli zaplątał w to Angelinę…

Nie chciał myśleć, co mogło się jeszcze stać.

Do piątej nad ranem Qwerty zapamiętał już cały list, a jego najważniejsze fragmenty mógł recytować jak formułkę pacierza. Współrzędne wyspy wuja Matta wbił sobie do głowy jak mantrę. Z żalem popatrzył na mocne, nieco pochyłe pismo wuja. Nie chciał tracić tej pamiątki po wuju – wiedział, jak często wracał do jego pierwszego listu i jak pomocny był on w najtrudniejszych chwilach jego życia. Ale nie śmiał sprzeciwiać się instrukcjom Matthew. Informacje w liście były tak ważne, że gdyby dostały się w niepowołane ręce… Qwerty nie mógł sobie wyobrazić, co by się wtedy mogło wydarzyć. Tym, bardziej, że wiedział już, co zrobi i chciał, aby jego plan się powiódł, za wszelką cenę.

Ostatni raz przejechał palcami po grubym, nieco pożółkłym już pergaminie i kartki uniosły się w górę, razem ze zdjęciem i notatką ze współrzędnymi kryjówki Matta; po kilku sekundach rozpłynęły się, formując drobny kurz, który opadł na łóżko. Qwerty pozbierał go z pościeli i uchylił okno, przez które wyrzucił drobinki papieru. Wiatr, zmieniając nieco kierunek, rozwiał je wysoko nad domami; Qwerty patrzył, jak ostatnia wiadomość Matthew Seymore’a dla jego siostrzeńca unosi się gdzieś ponad nim, jak nasiona dmuchawca, rozwiewając się na wszystkie cztery strony świata.

Potem zamknął okno i zrozumiał, że jest okropnie głodny.

Zerknął za drzwi i najciszej, jak tylko potrafił wsunął do pokoju tacę z posiłkiem. Jedzenie było zimne, ale Qwerty zjadł wszystko, popijając sokiem. Jego umysł, mimo nieprzespanej nocy, wciąż pracował na wysokich obrotach.

Bez wysiłku załamał czas i, mimo tego, zakradł się po cichu do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic. Lata praktyki u Gibble’ów nauczyły go, jak nie budzić reszty rodziny, ale wolał nie ryzykować. Potem wrócił do sypialni, odgiął czas i skupił się. Laptop Ange wylądował na jego kolanach. Qwerty szybko znalazł to, co chciał.

Pamiętał, co powiedział mu wuj Matt, tamtego dnia, gdy przyjechała do nich ciotka Adela. Był gotowy.

Chciał zniknąć, ale zawahał się. Nie mógł iść tak po prostu, nie mówiąc nic Angelinie. Wyjrzał z pokoju, aby upewnić się, że wszyscy jeszcze śpią, ale w tym samym momencie na korytarz wyszedł Roger.

-Qwerty – powiedział pan Sandbanks głośno i Ange niemal natychmiast otworzyła drzwi, zawiązując na sobie szlafrok. Zaraz po niej na korytarz wyjrzała Terry i Qwerty z rozpaczą ujrzał Johna, który szedł po schodach w jego stronę. Westchnął.

-Qwerty, wszystko w porządku? – zapytała Ange, podchodząc do niego. Reszta popatrzyła na niego pytająco.

On uśmiechnął się.

-Tak, wszystko w porządku. Ale… muszę iść – powiedział. – Niedługo wrócę – dodał, całując Ange w zaspane czoło.

-Qwerty, gdzie ty myślisz, że idziesz? – zapytał John, unosząc krzaczaste brwi. Musiał zostać u Sandbanksów całą noc i spać na kanapie, bo ciągle miał na sobie wczorajsze ubranie.

Qwerty spojrzał Ange w oczy i jeszcze raz ją pocałował, nie zwracając uwagi na innych. Potem odsunął się od niej i zerknął na Johna.

-Do Szwajcarii – powiedział i zniknął.

*
Qwerty wylądował w swoim niebieskim pokoju u Gibble’ów, załamując czas. Wiedział, że inaczej miałby zaledwie chwilę zanim John domyśli się gdzie poszedł i go tu znajdzie. Mimo to spieszyło mu się; rzucił się szybko do szafki, starając się poruszać najciszej, jak potrafił. Na prędce znalazł swój paszport. Złapał wszystkie pieniądze, jakie zaoszczędził z kieszonkowego; przebrał się w nowe ubranie, uderzając się w głowę o drzwi szafy; zaklął, teleportował na siebie czysty sweter, skrzywił się, poprawiając koszulę pod spodem, która pozwijała się na plecach i, z niewyraźną wizją miejsca, do którego chciał się udać, zniknął z pokoju Gibble’ów.

Czas wrócił do normy.

Dwie sekundy później pojawił się tu John i lekko uderzył pięścią w powietrze, wiedząc już, że jest za późno. Wuj Donald zagadał coś przez sen i chrapnął; John z niezadowoleniem przewrócił oczami i najszybciej jak mógł wyniósł się z sypialni Qwerty’ego.

Kolejny fragment powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij). 

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

części książek zaś można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz